recenzja ([TRPG], 2008-01-11)
Pewne gry mają dla
mnie szczególne znaczenie, zapisały się trwale w mojej pamięci. Należą do nich,
na przykład druga odsłona Settlers – pierwsza gra, w którą zagrałem
na własnym PC-cie,Baldurs Gate – zainspirowała postać paladyna, którego
imię przyjąłem za pseudonim, Betrayal at Krondor – stareńka
produkcja, w której rozgrywka przypomina momentami czytanie świetnie napisanej
książki, czym wywalczyła sobie u mnie tytuł najlepszego cRPG, w jaki
kiedykolwiek grałem...
Nie. Już nie kiedykolwiek – do 24 października, kiedy to
listonosz (na czas – dotąd trudno mi w to uwierzyć!) przyniósł zamówioną,
blisko dwa miesiące wcześniej, przesyłkę z Wiedźminem.
Szanowni Czytelnicy, panie i panowie! Nie owijając dalej w
bawełnę, ogłaszam wszem i wobec, iż Betrayal at Krondor, moja wieloletnia
faworytka, utraciła swoją pozycję, na rzecz dzieła ludzi ze studia CD Projekt
RED! Swoje długie panowanie kończy z honorem, godnie ustępując nowemu królowi.
Zabójca potworów, wiedźmin Geralt, zwany także Białym Wilkiem, pokazał, iż opanował
o wiele więcej umiejętności, niż władanie dwoma mieczami. I choć nie pozbawiony
wad, zasłużenie przejął palmę pierwszeństwa. Spróbuję zwalczyć pokusę przejścia
od razu do końcowej oceny oraz wyrażenia nakazu jak najprędszego kupna gry o
jego przygodach. Miast tego opowiem, czego konkretnie się po tej produkcji
spodziewać, jakie ma wady i czym zachwyciła mnie na tyle, bym je wszystkie
praktycznie zignorował.
Nie od dziś było wiadomo, że początek rozgrywki nie będzie
należał do najoryginalniejszych. Nieprzytomny i ranny Geralt zostaje
odnaleziony w pobliżu Kaer Morhen. Szybko okazuje się, że cierpi na amnezję...
Zabieg ten znamy nie tylko z gier, ale też z filmów, książek... Takie
rozwiązanie wydaje się jednak niezbędne – dzięki niemu możliwy jest rozwój postaci
od nowicjusza, pozwala graczowi zrealizować własną wizję Geralta. Ponadto,
gdyby nie utrata pamięci głównego bohatera, gra byłaby o wiele mniej przystępna
dla odbiorców na zachodzie, nie znających przecież (jeszcze – miejmy nadzieję)
prozy Sapkowskiego... Poza tym wątek amnezji scenarzyści eksploatują przez całą
rozgrywkę, nie jest on więc zaledwie rzemieślniczym wybiegiem, mającym tylko
usprawiedliwić odcięcie fabuły gry od wydarzeń książkowych. Trudno mieć więc
cokolwiek twórcom za złe. Szczególnie, że dalej jest już tylko lepiej.
Chyba najważniejsza sprawa, kluczowa dla fanów Andrzeja
Sapkowskiego – Wiedźmin pozostaje zgodny z wykreowanym przez niego
światem. Pod każdym względem – nienaiwna fabuła pełna jest intryg, dialogi są
cięte, dowcipne, a wygłaszające je postacie rzadko unikają dosadnych epitetów.
W czasie przygody napotykamy różnorodne osobistości. Część z nich to
bohaterowie sagi o wiedźminie, którzy pomagają pozbawionemu wspomnień Geraltowi
na nowo budować swoją tożsamość, wielu innych jednak trudno posądzić o dobrą
wolę. Od czasu do czasu pojawiają się również bardzo gustownie przedstawione
wątki erotyczne. Słowem – w grze obecne są wszystkie te elementy, które
pamiętamy z lektury książek.
Na klimat wpływ ma też oczywiście udźwiękowienie. Tutaj
również gra nie zawodzi: muzyka nawet słuchana oddzielnie, broni się sama, a
głosy są świetnie podłożone. Szkoda trochę było mi jedynie, że nie pozyskano
Zbigniewa Zamachowskiego do roli Jaskra. Aktor grający najlepszego przyjaciela
Geralta wprawdzie robi to bardzo dobrze, jednak... Trudno mi określić czego
brakuje. Głos Zamachowskiego pasował po prostu lepiej do tej postaci.
W trakcie wędrówki, od codziennych trosk, uwagę naszą
odwracają piękne widoki. Wschody i zachody słońca, deszcz, burze z ulewami,
rozległe pola i łąki... Nawet bagna, porośnięte gęsto przesłaniającymi wszystko
szuwarami, potrafią zachwycić. Jeden zgrzyt pojawia się przy temacie modeli
postaci. Co i rusz napotykamy znajome twarze, czasem można odnieść wrażenie, że
świat opanowały klony. Trzeba jednak przyznać, iż są to klony bardzo
dopracowane i ładnie animowane (no, może poza dziwną, nienaturalną gestykulacją
i praktycznie brakiem mimiki). Kolejną kwestią są potyczki z udziałem Geralta.
Sekwencje jego ruchów zdolne są zapierać dech w piersiach... Walki wyglądają
bardzo efektownie – choć niektórzy mogą narzekać, że wiedźmin Sapkowskiego
wcale się w taką ekwilibrystykę nie bawił. W rozgrywce na szczęście to nie
przeszkadza. Nie przeszkadzają również wysokie wymagania sprzętowe. Cała
grafika stoi na wysokim poziomie, programiści odwalili jednak kawał dobrej
roboty przy optymalizacji kodu – pełnymi detalami (lub prawie pełnymi) można
cieszyć się przez większość czasu nawet na sprzęcie zauważalnie słabszym od
rekomendowanego. Zastrzegam jednak, że nie miałem niestety okazji sprawdzić
działania gry na komputerze odpowiadającym jej wymaganiom minimalnym.
Wspomniałem już wcześniej coś o fabule, zajmijmy się więc
teraz scenariuszem. Wielkim atutem Wiedźmina miała być konieczność
podejmowania trudnych decyzji, bardzo się różniących skutkami w przyszłości. I
tak jest w istocie – decyzje łatwe nie są, ich najważniejsze efekty odczuwamy
zaś dopiero wiele godzin później. Ładowanie zapisanych przed ich podejmowaniem
stanów gry, by uzyskać jakiś bardziej satysfakcjonujący rezultat traci dzięki
temu sens. W ten sposób powstaje poczucie odpowiedzialności za swoje wybory, to
z kolei bardzo pomaga wczuć się w postać Geralta. To zresztą nie jedyny element
rozrywki, w którym opłaca się uważać na to, co się robi. Ostrożność wymuszają
również zbrojne starcia – jest to wszak również gra akcji. Sformułowanie to nie
oznacza tutaj jednak jesteśmy wielokrotnie silniejsi, niż zdecydowana większość
nacierających na nas masowo przeciwników, można więc ich zlekceważyć, bo
potyczki wygrają się same. Nie ma tak łatwo – tutaj niemal każdy przeciwnik
jest zdolny uczynić Geraltowi dużą krzywdę, wystarczy tylko stracić
koncentrację. Warto przed udaniem się w co niebezpieczniejsze rejony
przygotować odpowiednie eliksiry, naostrzyć miecz, zajrzeć do dziennika, by
dowiedzieć się, jakie zagrożenia czekają nas na miejscu. I nawet wtedy nie
wolno utracić czujności. Tym bardziej, że przesadzać z przygotowaniami też nie
należy. Większość wiedźmińskich eliksirów to dla normalnych ludzi śmiertelne
trucizny, ale nawet Geralt nie może pić ich bezmyślnie. Przedawkowanie kończy
się w najlepszym razie poważnym nadwątleniem stanu zdrowia.
Jest też jeszcze jeden, bardziej prozaiczny powód. by uważać
na zdrowie Geralta. Śmierć oznacza konieczność wczytania wcześniejszego stanu
gry... Cóż w tym takiego niewygodnego, zapytacie? Przecież zapisać grę można w
dowolnym momencie, niewiele więc rozgrywki trzeba będzie w razie śmierci
nadrabiać... Tutaj jednak ujawnia się pierwsza większa wada naszej
superprodukcji. Ładowanie lokacji, wczytywanie saveów – trwa to niemiłosiernie
długo, nawet na bardzo dobrym sprzęcie. Wprawdzie wejście z miasta do budynku
zajmuje chwilę, wyjście jednak to już zupełnie inna sprawa. Wada ta jest tym
istotniejsza, że często w czasie wykonywania zadań przemieszczamy się od jednej
osoby do drugiej, uzyskujemy kolejne informacje, wracamy, po drodze coś
załatwiając w mieszkaniu jeszcze kogoś innego... To, co powinno zająć kilka
minut, potrafi wydłużyć się do kilkunastu. Do tego gra nie grzeszy stabilnością
i właśnie w czasie owych wczytywań zdarza się jej najczęściej wysypywać. Nawet
przy regularnym savowaniu, można w ten sposób utracić kilkadziesiąt minut gry
(wliczając te nieszczęsne ładowania lokacji oczywiście)... Na szczęście, twórcy
zapowiedzieli już łatkę z numerem 1.2, który ma rozwiązać właśnie te dwa
problemy.
Kolejnym niedociągnięciem jest trochę niedopracowany system
alchemii. W czasie wędrówki możemy zbierać składniki – zioła, fragmenty ciał
pokonanych bestii, itp... Każdy taki składnik zawiera substancje, mogące
posłużyć do warzenia eliksirów. Do wyboru mamy ich bardzo wiele, a poza nimi są
jeszcze smarowidła do mieczy, tworzyć możemy również petardy o różnych
właściwościach. Przepisów jest zatrzęsienie – ale brak możliwości sortowania
posiadanych składników pod kątem zawartych w nich alchemicznych substancji
bardzo uprzykrza tę zabawę. Niby ikona każdego z nich oznaczona jest kolorową
kropką, odpowiadającą danej substancji, ale w praktyce od przyglądania się
gąszczowi kropeczek można dostać oczopląsu. A i tak nie oszczędza to zbyt wiele
czasu, gdyż oznaczenia te nie przekazują wszystkich użytecznych informacji.
Wystarczy więc chyba, jeśli powiem, że przed każdą alchemiczną sesją spędzałem
po czterdzieści minut z długopisem i kartką, by z dziesiątek składników, którymi
dysponowałem, wybrać akurat te mi potrzebne.
Ostatni większy zgrzyt, tyczy się niestety scenariusza,
który przez większość gry wygląda na dzieło bez skazy. Jest on nieliniowy i
wielowątkowy, istnieją trzy główne ścieżki, którymi możemy podążyć. W świecie
zrujnowanym wojną z Nilfgaardem, targanym powstaniem Scoia`tael, stawiani
jesteśmy przed najważniejszym wyborem: czy opowiedzieć się po stronie
powstańców, czy zachować słynną, wiedźmińską neutralność, a może wesprzeć Zakon
Płonącej Róży – rycerzy starających się przywrócić krainie porządek i pokój,
walczących z potworami oraz tłumiących powstanie Wiewiórek? Zaskoczyło mnie to,
że jeżeli wybierzemy tę trzecią opcję, Geralt w niektórych sytuacjach zmienia
się nie do poznania – nie tylko zupełnie porzuca swoją neutralność, ale też w
części swoich wypowiedzi zaczyna z podejrzliwością odnosić się nie tylko do
powstańców, ale i do wszystkich nieludzi. Jego zachowanie momentami zaczyna
graniczyć z rasizmem, typowym dla wielu rzeczywistych członków Zakonu. Takie
rozwiązanie dziwi, jeśli wziąć pod uwagę, iż w samej grze występują postacie
potępiające terrorystyczne metody bojowników, ceniące pokój, porządek, którym
daleko do rasistów, choćby z tego powodu, że sami są nieludźmi. Skąd więc ta
nagła przemiana u Geralta, skoro istnieje naturalniejsza dla niego,
rozsądniejsza, bardziej neutralna postawa, która wciąż pozwalałaby wspomagać
Zakon – nie jestem w stanie zrozumieć.
Więcej poważnych wad na szczęście nie stwierdziłem. Jest
jednak kilka drobniejszych, nie psujących jakoś straszliwie zabawy. Spośród
nich można wymienić, z rzadka pojawiające się błędy w zadaniach (raz
przytrafiło się, że gra nie zauważyła, jak pomyślnie zakończyłem jedno z nich)
oraz nie zawsze naturalne dialogi i potknięcia w tychże. Nie raz zdarzało się,
iż aby zameldować o zabiciu zagrażającego okolicy potwora, musiałam przebijać
się przez cała rozmowę, informującą, iż taka a taka bestyja grasuje w pobliżu.
Raz też przytrafiło mi się, że towarzyszący mi sojusznik dwa razy zainicjował
tę samą rozmowę – raz, by ostrzec mnie przed czyhającym w kanałach
przeciwnikiem, a drugi raz tuż po tym, jak wspólnie ową szkaradę utłukliśmy.
Niedociągnięć można się również doszukać w animacji chodzenia i biegania
Geralta. Przejściu między marszem, a truchtem często daleko do płynności, do
tego nasz bohater potrafi zacząć się przemieszczać jeszcze zanim zdoła poruszyć
nogami. Zdarza się również, że w czasie walki wiedźmin po prostu się zatrzymuje
i przestaje reagować na nasze próby poruszenia go, zaatakowania przeciwnika czy
choćby użycia któregoś ze Znaków, eliksirów czy petard. Kończy się to
nieuchronnie jego śmiercią i koniecznością oglądania przez następne pół minuty
ekranu ładowania. Ostatnią rzeczą, której się czepię jest brak skakania.
Niewielki to detal, ale intuicyjnie po prostu go brakuje. Nie raz zastanawiałem
się: czy Geralt zdoła się wdrapać na tę skarpę, czy muszę wbiec na nią
centralnie tam dalej, gdzie jest ona nieco niższa?
Wady wytknąłem, może więc teraz nieco bardziej osobistych
refleksji na temat wrażeń z Wiedźmina. System decyzji pozwolił mi bardzo
głęboko wczuć się w postać Geralta. To zresztą zasługa nie tylko tego
rozwiązania. W większości cRPG, gdzieś w świadomości gracza ciągle pozostaje
motywacja rozwijania swojego bohatera. To dla punktów doświadczenia i skarbów
zabija się hordy potworów. W Wiedźminie taka sytuacja nie występuje,
motywacje są o wiele naturalniejsze. Polujemy na potwory, bo to po prostu nasz
zawód, potrzebujemy pieniędzy, kolejnych marnych miedziaków, zawsze skąpionych
wiedźminowi. Próbujemy rozgryźć pewną tajną organizację dlatego, że solidnie
zalazła nam za skórę. Wszelkich innych zadań podejmujemy się również na
podobnej zasadzie – dla zapłaty, dla zemsty, etc. Awansowanie postaci odbywa
się gdzieś w tle. Przez długi czas nie znałem nawet swojego aktualnego poziomu,
gdyż nie odczuwałem najmniejszej choćby potrzeby wyszukania tej informacji.
Notabene rozwijanie postaci zrealizowane jest w interesujący
sposób – z każdym poziomem otrzymujemy brązowe, a z późniejszymi także srebrne
i złote talenty. Rozwijamy za nie umiejętności na poziomie odpowiednio
podstawowym, zaawansowanym i mistrzowskim. I to te posiadane umiejętności
pamiętamy bardziej, niźli abstrakcyjne liczby określające poziom doświadczenia
Geralta, jego zdrowie czy energię.
Identyfikowanie się z Geraltem, spójność świata
przedstawionego, trudne decyzje i doświadczanie codziennej egzystencji
wyobcowanego mutanta – to dla mnie najmocniejsze strony Wiedźmina.
Obcowanie z tą produkcją było dla mnie fascynującym, nowym doświadczeniem,
niesamowicie całościowym w swej naturze. Wrażenia z rozgrywki mógłbym porównać
do uczestnictwa w dynamicznej, emocjonującej grze, czytania wciągającej
książki, pisania dobrego opowiadania pod wpływem silnej weny twórczej oraz
świadomości brania udziału we wspaniałej historii – wszystko to równocześnie.
Wobec tego żadna z wymienionych wcześniej wad Wiedźmina nie była w
stanie przyćmić jego atutów. Zapewniły mi one wiele godzin rozrywki, którą z
pewnością zapamiętam na bardzo, bardzo długo.
Zalety:
·
rozbudowana fabuła pełna intryg, wierna prozie
AS-a,
·
system decyzji,
·
dialogi,
·
głosy aktorów,
·
muzyka,
·
wyważenie poziomu trudności,
·
spójność wszystkich elementów rozgrywki,
·
grafika.
Wady:
·
Geralt rasista,
·
brak Zamachowskiego,
·
niestabilność,
·
czasy ładowania,
·
niedopracowanie alchemii,
·
sporadyczne błędy w zadaniach,
·
populacja klonów,
·
zacinanie się w trakcie walki,
·
niekiedy nienaturalne dialogi.
|
|||||||||||||
Autor: Asthner
Artykuł dzięki uprzejmości Tawerny RPG
Artykuł dzięki uprzejmości Tawerny RPG
Ocena artykułu: 10/10
Komentarze:
Dagon, 2008-02-06 14:13:54
Dobry komentarz, ale ja grze Wiedźmin nie dałbym oceny 6-.
Zbyt wiele błędów pojawiło się w pełnej wersji. Ja ocenił bym raczej na 5+.
Ale to tylko moje zdanie...
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz