No i kolejny zbiór opowiadań fanfiction, tym razem autorstwa Macieja "MaciekR94" Raulinajtysa. Zapraszam do lektury ;)
Zobaczyli go z daleka. Jechał powoli,
jakby jego koń dawno już nie miał okazji do ciepłego posiłku i tylko ciężko
kłapał kopytami. Przejeżdżając przez bramę nawet nie zwrócił na nich uwagi,
mimo że próbowali go zaczepić, pytać dokąd zmierza. Jeździec bez słowa zsiadł z
konia i przywiązał go do stojącego nieopodal drewnianego drogowskazu. Poprawił
kaptur od płaszcza i skierował się do drzwi szpitala.
***
-
Hej, Gregor, a gdybyśmy tak… pożyczyli sobie tego konia? I obszukali te tobołki
co to je ma przy siodle. Nikt nam nic nie zrobi, bo jak? Straży? Na władzę
ruszać?
-
Głupiś… ten co to przyjechał na tej klaczy na bogacza nie wygląda. Pewnikiem w
tych sakwach co najwyżej trochę żarcia znajdziemy. Na więcej bym nie liczył.
Drzwi
szpitala otworzyły się i przyjezdny wyszedł. Po chwili wyjeżdżał już przez tą
samą bramę, którą przybył. Towarzysz Gregora podrapał się po brodzie.
-
Ech, gdybyś wykazał trochę więcej entuzjazmu to mogliśmy już trzymać jego oreny
w rękach. Ale ty, Gregor, każdy dobry pomysł potrafisz spierdolić.
Jeździec
przejechał jeszcze kawałek po czym zatrzymał się.
-
Macie szczęście, że nie próbowaliście niczego z moimi sakwami. Niedługo
potrzymalibyście sobie moje złoto. Bo i niedługo jeszcze mielibyście dłonie.
Gregor
i jego towarzysz zamarli z półotwartymi ustami. Jeździec nie odezwał się jednak
więcej, nie odwrócił do nich. Po prostu odjechał.
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz