środa, 12 lutego 2014

Jakub "Warzoch" Warzocha - Wiedźmińskie opowieści z Novigradu

Oto mamy kolejne opowiadanie, jeszcze nieukończone, którego autorem jest Kuba Warzocha.


Rok 1260 – Novigrad

Novigrad to bez wątpienia piękne miasto, pełne życia i przepychu. Każdy znajdzie rozrywkę dla siebie, są tutaj zamtuzy i rozmaite karczmy zapraszające swoją bogatą ofertą przechodzących obok mieszczan. Jednak są też mroczne zaułki, gdzie zapuszczają się osobnicy spod ciemnej gwiazdy. Odkąd Novigrad istnieje, nigdy nie wydarzyło się coś takiego jak w lipcu 1260 roku. 
Pewien zakapturzony człowiek wszedł właśnie do karczmy "Pod Grotem Włóczni". Oberża po południu zawsze jest pełna, więc nieznajomy musiał przeciskać się wśród rozmaitej klienteli, głównie budowlańców, aż doszedł do szynkwasu.
- Piwa – rzekł przybysz do karczmarza, który tymczasem uważnie przyglądał się nieznajomemu. Długo nie zwlekał, sięgnął po najbliższy kufel i nalał do niego piwa z beczki, a następnie podał tajemniczemu klientowi.
- Skąd do nas przybywasz, nieznajomy? - spytał zaciekawiony karczmarz.
- Z daleka – odpowiedział chłodno obcy.
- A imię jakieś nosicie?
- Nie twoja sprawa, czemuś taki ciekawski, jeśli można wiedzieć?
- Chcę wiedzieć, komu wydaję piwo – zaśmiał się ochryple karczmarz, dostrzegając jednocześnie błysk żółtych oczu wyzierających spod kaptura nieznajomego.
- Izby na nocleg szukam... Czy można w tej oberży takową znaleźć?
- Można, można... 5 koron się należy...
Nieznajomy wyciągnął z kieszeni pięć złotych monet i położył na szynkwasie. Wypił do końca piwo, odłożył pusty kufel i w momencie gdy szykował się do wyjścia, do gospody wszedł uzbrojony mężczyzna. Miał przepaskę na lewym oku. Od razu zrobiło się cicho. Nowo przybyły podszedł do szynkwasu, krzywo popatrzył na karczmarza i jego rozmówcę. 
- Piwa! - krzyknął ochryple.
- Dobrze, już nalewam Bortul... Ale mam nadzieję, że nie zrobisz rozróby jak poprzednio... - odpowiedział wyraźnie zdenerwowany karczmarz, chwytając najbliższy kufel.
- Nieeee... oczywiście, że nie Eliasie...
Bortul nagle zwrócił wzrok w kierunku zakapturzonego człowieka i równie nagle wyciągnął miecz, który miał przypasany u boku, strasznie przy tym krzycząc.
- Ja cię znam! Wiem, że to ty! Ty jesteś rzeźnikiem z Blaviken! Teraz zapłacisz za swoje zbrodnie, wiedźminie!
Wiedźmin szybko uniknął ciosu Bortula i zrobił półpiruet. Zdenerwowany pijaczyna nie rezygnował z zamiaru morderstwa i spróbował zadać drugi cios, tym razem niżej. Wiedźmin lekko podskoczył i uniknął drugiego uderzenia. Zdenerwowany Bortul, wrzeszczał na całą karczmę. 
- Ty nędzny trutniu! Ty skurwysynu! Walcz jak mężczyzna!
Wszyscy goście "Pod Grotem Włóczni", łącznie z karczmarzem Eliasem, stali jak wryci i obserwowali, jak Bortul za wszelką cenę próbuje zabić  wiedźmina. Rzeźnik z Blaviken z aż nadto widocznym znudzeniem unikał każdego ciosu, aż w końcu wyciągnął miecz. Bortul zaatakował na wprost, ale jego cios został z łatwością sparowany. Człowiek ze wszelkich sił próbował w jakiś sposób zaatakować wiedźmina i nagle poczuł ból przy przedramieniu, popatrzył w jego kierunku i zobaczył ogromną plamę krwi. W tym samym momencie padł drugi cios i tym razem Bortul nie sparował, padł na posadzkę z rozciętą tętnicą. 
Zanim do zgromadzonych ludzi dotarło to co się stało, do karczmy wbiegło czterech uzbrojonych strażników, w pełnych płytach, gotowych do walki. Wiedźmin wiedział, że i tak to on jest winny, więc nie protestował gdy strażnicy kazali mu rzucić miecz. Jeden z cerberów szepnął do wiedźmina na ucho, tak by tylko on mógł go dosłyszeć.
- Spokojnie Geralt, wiem po co przybyłeś do Novigradu, pomogę ci...

***

W lochu było zimno i śmierdziało czymś, czego Geralt nie mógł zidentyfikować. Wiedział, że jest w paskudnej sytuacji, a to bez wątpienia nie pomoże mu znaleźć Jaskra. Minęły dwa tygodnie odkąd dostał list z wiadomością, że jego przyjaciel został porwany przez czarodzieja, a na razie nic się nie dowiedział. Wiedźmina zastanawiało kim był ten strażnik, który zadeklarował mu pomoc i skąd znał jego imię. 
W momencie, gdy Geralt rozmyślał nad swoimi sprawami, podszedł do niego jakiś wsiór z lochu, najwyraźniej bardzo pragnąc komuś dać w pysk. Wybranie na cel zaczepki wiedźmina nie było zbyt mądrym posunięciem.
- Ty... coś ty za jeden? Bo słyszeliśmy, że do lochu mieli wtrącić wtykę od klawiszy. Wiesz coś o tym?
Geralt milczał i nie zamierzał odpowiadać. 
- Słyszałeś, com do ciebie powiedział, nędzniku?! Nie zamierzam się powtarzać! - nie dawał za wygraną osiłek.
Geralt dalej milczał i dostrzegł w oddali skrytych w cieniu bandytów, którzy obserwowali z pewnością, co zrobi ich przywódca. Osiłek nie zamierzał ponownie pytać i rzucił się na wiedźmina z rękami zaciśniętymi w pięści. Wiedźmin z łatwością uniknął  ataku i sam uderzył napastnika w żebra, słychać było tylko trzask i potworny wrzask zakapiora.
- AAAA!!! Co zrobiłeś, ty czarci synu, co zrobiłeś?!
W tym momencie do celi wszedł strażnik z karczmy "Pod Grotem Włóczni", który tamże zagadał do Geralta, i dwóch innych. Cerber spojrzał z pogardą po celi i rzekł.
- Zdrajcy korony i Wolnego Miasta Novigrad, mam dla was dwa ogłoszenia. Po pierwsze, wiedźmin Geralt z Rivii zostaje ułaskawiony w imieniu najwyższej władzy i ma się zgłosić po swoje rzeczy do depozytu więziennego, a potem do mnie. Druga sprawa, jeśli jeszcze raz usłyszę wrzaski w celi to uwierzcie mi - zostaniecie w tym lochu do końca waszego zasranego życia.
Wiedźmin zaskoczony nagłym ułaskawieniem ruszył w kierunku wyjścia. Nareszcie się czegoś dowiem, pomyślał. Pierwsze co musiał jednak zrobić, to odebrać swoje miecze z rąk strażników.

***

W momencie, gdy Geralt zobaczył mieszkanie, do którego miał się udać na polecenie strażnika, mocno się zdziwił. Nie tylko bogactwem i kunsztownym wykonaniem z zewnątrz, ale i stonowaniem oraz prostotą wewnątrz posiadłości. Został poproszony do gabinetu na drugim piętrze, gdzie wkroczył przez przepięknie wyrzeźbione z drewna drzwi. Nie minęła minuta i do gabinetu wszedł mężczyzna w sile wieku z długimi, siwymi włosami oraz znajomy strażnik.
- Witaj, Geralt, chciałem, abyś poznał tego oto tutaj Dantiego Virusa, szlachcica - zaczął tajemniczy strażnik.
- Witam. - odpowiedział zdawkowo wiedźmin.
- Geralt, tak naprawdę nie wiesz, kim jestem, a mimo to dobrze mnie znasz. Jednak poznasz moją tożsamość dopiero później. Teraz pora porozmawiać o konkretach.
- Jakich konkretach?
- Widzisz wiedźminie, zostałeś poproszony abyś przybył do mojej posiadłości nie bez powodu, wiemy o porwaniu Jaskra – włączył się do rozmowy szlachcic Danti Virus.
- To od nas, Geralcie, dostałeś list z informacją o porwaniu trubadura przez czarodzieja, wiedzieliśmy, że przybędziesz szybko do Novigradu - dopowiedział strażnik.
- Teraz poznasz, kim jest ten czarodziej, wiedźminie. Pokaż mu list - machnął głową w kierunku strażnika Virus. 
Geralt otrzymał list, widział przeciętą pieczęć. Przeczytał zawartość listu, który okazał się być bardzo krótki.
"Bard jest u mnie, pamiętaj o obietnicy... Pozdr. Lawirus"
- Kim jest ten Lawirus? Wiadomo coś o nim? - spytał Geralt.
- Lawirus to potężny mag, kapituła odmawia pomocy. Jednak mamy pewien trop, ostatnio dowiedzieliśmy się, że jakiś mag odwiedził dom "Braci Borsodych"... Yamordował ponad tuzin ludzi, ciał nie znaleziono... - powiedział Danti z niesmakiem.
- A właściciele?
- Właściciele przeżyli, ale nie było ich wtedy na miejscu tragedii... Nic nie wiedzą.
- Sądzimy, że Lawirus czegoś szukał, a dom "Braci Borsodych" zawsze ma jakieś cenne artefakty i rzeczy - dodał strażnik.
- Co mam zatem zrobić?
- Chcemy, abyś odwiedził właścicieli, ogółem - powęszył i popytał.
- Jak was znajdę, gdy się czegoś dowiem?
- Udaj się tutaj, moja służba zawsze cię przyjmie, wiedźminie – odpowiedział szlachcic.
- No to ruszam, a z tobą strażniku chcę porozmawiać.
- Porozmawiamy, Geralt. Niebawem.
Geralt został odprowadzony na podwórze, wiedział co ma zrobić. Czas naglił.

***

Wiedmin wiedział, że właściciele domu "Braci Borsodych" niewiele mu powiedzą. Nie pomylił się, rzeczywiście nic mu nie pomogli. A właściwie sprawiali wrażenie, jakby w ogóle nie chcieli mu pomóc. Białowłosy nie przejął się tym za bardzo, ale mimo to czuł wyraźną niechęć do wszelkiej rozmowy z "wyższą" klasą drabiny społecznej miasta Novigrad.
Mimo wszystko stało się coś, czego wiedźmin się nie spodziewał. Miało to miejsce, gdy wychodził zrezygnowany z domu aukcyjnego po rozmowie z właścicielami.
- Geralt! Geralt! - ktoś wydzierał się do niego na całą ulicę.
Wiedźmin spojrzał kto do niego woła i zobaczył przeciskającego się spośród tłumu, krasnoluda Sheldona Skaggsa. Znajomy krasnolud, przecisnął się do zaskoczonego Geralta i szybko powiedział:
- Geralt! Ten pierdolony Novigrad jest nie do zniesienia, wszędzie tłumy i nigdzie dojść się nie da... - po czym soczyście splunął na ziemię.
- Sheldon! Co tu robisz? - spytał Geralt, starając się uśmiechnąć.
- Nie będziemy gadać o suchym pysku, wiedźminie. Chodź, trzeba się przecisnąć do jakiejś karczmy, napić i dopiero pogadamy – odpowiedział Sheldon z uśmiechem, po czym splunął na ziemię po raz drugi.

***

 Znaleźli pustą oberżę w środku miasta. Sheldon od razu poszedł po piwo, a Geralt przysiadł do najbliższego stolika. Po chwili dosiadł się z uśmiechem na ustach krasnolud, trzymając w ręku dwa kufle piwa. Pierwszy głos zabrał Sheldon.
- Widzisz Geralt, przybyłem do Novigradu w celach zarobkowych. Niestety gnój, który miał mnie zatrudnić oraz mi płacić, spieprzył przed debilami od Wiecznego Ognia... Strasznie się wkurwiłem, ponieważ miałem nadzieję na dobrą robótkę i zarobek... - opowiadał, co jakiś czas popijając piwo.
- A jaką chciałeś konkretnie fuchę? - spytał się Geralt.
- Miałem być ochroniarzem, przez krótki okres, taka jego mać... Niestety wszystko poszło się paść i to zaś przez względy religijne oraz urojenia kapłanów...
- Sheldon, słyszałeś o porwaniu Jaskra?
- Taaa... paskudna sprawa, Geralt. Gdybym tylko dorwał tego skurwysyna, to bym mu nogi z dupy powyrywał! Na pohybel, Wiedźminie!
- Na pohybel!
Wzięli duży łyk piwa, potem Geralt zaczął opowiadać o tym, co udało mu się dowiedzieć o porywaczu. Robił to z wyraźnym niesmakiem.
- To jakiś mag, niejaki Lawirus... Próbuję go wytropić z pomocą szlachcica i strażnika miejskiego, który mnie zna.
- Zaś jakiś mag z urojeniami? Kto to, psiajucha, w ogóle jest?
- Tego jeszcze nie wiem, wiadomym mi jedynie jest, że zabił mnóstwo ludzi u "Braci Borsodych". Ciał nie znaleziono.
- A rozmawiałeś z właścicielami?
- Tak, ale ci cali właściciele to nadęte dupki i nie chcieli w ogóle pomóc... - Geralt wziął łyk piwa.
- Zawsze mówiłem, że szlachta ludzka to sukinsyny dbające tylko o własny interes...
- Najgorsze, że nie wiem od czego zacząć poszukiwania wskazówek, gdzie może się ukrywać ten mag...
- Nie wiem, gdzie gnój mógł się ukryć, ale znajdziemy go, wiedźminie. Pomogę ci w tym – skwitował Sheldon.
Wypili do końca resztę pozostałego w kuflach piwa i wyszli z karczmy.

***

Jaskier obudził się skuty łańcuchem w jakiejś klatce. Nic nie widział przez ciemność. Najgorsze jednak było to, że nic nie pamiętał. Czuł ogromny ból przy lewym udzie i domyślał się najgorszego. Bard nie wiedział co robić i zaczął wrzeszczeć.
- Pomocy! Czy ktoś mnie słyszy?!
Nagle znikąd zapaliło się jasne światło i oświetliło cały pokój. Obok klatki, gdzie leżał skuty Jaskier, stały dwa stoły z różnymi przyrządami. Na podłodze widoczna była krew, coraz bardziej przerażony bard spostrzegł, że w pokoju stoi ktoś jeszcze. Był to dziwacznie ubrany człowiek. Miał na sobie pelerynę w krwistym kolorze, a sam był odziany w całkowicie czarny ubiór. Mężczyzna podszedł do klatki i zaczął się śmiać, po chwili zaczął mówić.
- Widzę, że mój specjalny gość się obudził. Dobrze, bardzo dobrze.
- Kim ty jesteś, do cholery?! Co to za miejsce?! - spytał przerażony, a zarazem wściekły Jaskier.
- Spokojnie, to miejsce nazywam "pustą przestrzenią". Tu odbędzie się wyjątkowe przedstawienie, jak w twoich balladach. Będziesz jednym z głównych aktorów... - odpowiedział wyraźnie z siebie zadowolony mag.
- O czym ty mówisz?
- Pokażę wam wszystkim, każdemu mieszkańcowi Novigradu! Kim jest Lawirus, najpotężniejszy z wszystkich magów! Zabije cię, bardzie, możesz być tego pewien, ale trzeba poczekać na jeszcze jednego aktora.
- Postradałeś zmysły! Wypuść mnie!
- Milcz! Zabiję cię i będę się rozkoszował widokiem twojego ciała wywieszonego na Wielkiej Szpicy! Jednak trzeba poczekać na Geralta z Rivii... Dla niego przygotowałem coś specjalnego...
- Myślisz, że uda ci się tak łatwo złapać Geralta? Dorwie cię i poćwiartuje! - gdy Jaskier wypowiedział ostatnie słowa, Lawirus wyciągnął nóż i dźgnął go w ranę na lewym udzie. Ból był okropny.
- Mówiłem ci żebyś milczał! Już wiem jak ściągnąć tu twojego przyjaciela, widziałem jak szuka wskazówek, jak węszy. Dam mu ją, dostanie swoją upragnioną wskazówkę...
Nagle Lawirus zniknął, a w "pustej przestrzeni" ponownie zrobiło się ciemno. Jaskier był śmiertelnie przerażony, a do tego dochodziła krwawiąca rana i myśli o śmierci własnej oraz Geralta. Z pewnością nie było dobrze...

***

Wiedźmin wraz z krasnoludem Sheldonem pytali różnych ludzi o morderstwo w domu aukcyjnym. Nikt nic nie wiedział, a Geralt coraz bardziej tracił wiarę w możliwość znalezienia jakiejkolwiek wskazówki. Sheldon Skaggs nie pomagał swoimi komentarzami na temat ludzi i Novigradu, a do pasma nieszczęść można było jeszcze zaliczyć deszcz.
Właśnie mieli odwiedzić świątynie Wiecznego Ognia, gdy zobaczyli tłum ludzi. Zdziwili się mocno i ruszyli zobaczyć, skąd to zbiegowisko.
- Wy sukinsyny! Oszuści! - krzyczał tłum w kierunku świątyni.
Nagle do Sheldona podbiegło trzech ludzi z nożami i zaczęli krzyczeć.
- Patrzcie! Nieludź! Ogolimy tą jego brodę!
- Milcz chłystku, albo cię potnę! - odpowiedział krasnolud, wyciągając mały toporek.
Bandyci rzucili się na oślep, wiedźmin wyciągnął swój stalowy miecz – Sheldon ułożył wygodniej w ręce swój oręż. Geralt łatwo sparował pierwszy cios od grubego bandyty, który próbował ciąć na wprost. Sheldon też uniknął z dziecinną łatwością ciosu napastnika i wbił topór w bok bandyty. Polała się krew. Wiedźmin zrobił piruet i wraził miecz prosto w serce grubasa.
Ostatni bandyta popatrzył na Geralta i Sheldona po czym popełnił największy błąd w swoim życiu.
Rzucił się na Sheldona, co poskutkowało, że jego żywot się zakończył, poprzez wbicie toporka krasnoluda w jego czoło. Kamrat Geralta krótko podsumował to najście.
- To niesamowite, ilu skurwysynów żyje jeszcze na świecie...
Geralt zobaczył, że przy zwłokach grubego bandyty leży zwitek papieru. Podniósł go i przeczytał. Był bardzo zaskoczony.
"W świątyni wiedźminie, twój przyjaciel na ciebie czeka..."
- Nie wiem jak dostaniemy się do świątyni, ale trzeba powiedzieć o wszystkim Dantiemu – z pewnością nam pomoże – powiedział Geralt.
- Wiesz, Geralt co sądzę o ludzkiej klasie wyższej... Ale niech będzie, chodźmy!

***

 Danti Virus słuchał z przejęciem wszystkiego, co Geralt opowiadał. W momencie, gdy wiedźmin pokazał szlachcicowi list, ten przeczytał go i zaczął mówić:
- Słuchaj mnie, wiedźminie, ten list jednoznacznie wskazuje co planuje nasz przeciwnik – chce cię wciągnąć w pułapkę. Kieruje cię do świątyni, wystawiając na próbę...
- Jaką zaś próbę?
- Wie wszystko co robisz, śledzi z pewnością każdy twój ruch. Testuje twoją cierpliwość, chce abyś go odnalazł... Nie wiem, co on kombinuje.
Krasnolud Sheldon Skaggs, który odkąd pojawili się w willi Dantiego z nieufnością patrzył na szlachcica, postanowił włączyć się do rozmowy.
- Geralt nie pójdzie od tak sobie do tej całej świątyni, przecież to jakiś debilny mag z kompleksami. Najważniejsze to uratować Jaskra, więc, panie Danti, oczekuję na jakąś rozsądną propozycję, jak tego z wiedźminem możemy dokonać!
- To nie takie proste, Sheldon. Nie wiemy czego się po Lawirusie spodziewać - odpowiedział spokojnie Virus.
Geralt zastanawiał się, jaki ten Lawirus ma cel. Porwał Jaskra, pragnie jego, tylko o co mu chodzi?
- A co z naszym przyjacielem, tym strażnikiem? – odezwał się po chwili Geralt.
- On teraz nie może... A z resztą, sam ci powie. Oczekuje cieę "Pod Grotem Włóczni". Powiedział, że chcę ci powiedzieć coś ważnego – potem pomyślimy – odpowiedział Danti.
- Jest jeszcze coś, przed tą świątynią Wiecznego Ognia był tłum ludzi. O co chodziło? Nie wiesz może?
- Słyszałem tylko, że kapłani nie dają znaku życia. Ludzie są oburzeni, bo kapłani nie wypełniają swych obowiązków od paru dni...
- Pewnie Lawirus… Dobrze. Udam się do karczmy na rozmowę.
- A ja pomyślę jak dostać się do świątyni i nie dać się wyciulać przez pułapkę – skwitował Sheldon.
- Idź Wiedźminie, strażnik odmawiał pomocy, gdyż bardzo chciał z tobą pierwej porozmawiać, a czas nagli!
Wiedźmin wstał i udał się do wyjścia z willi. Czekała go rozmowa z tajemniczym cerberem i ostateczna konfrontacja z Lawirusem. Czas uciekał, a przecież Jaskrowi mogła stać się krzywda w każdej chwili...

***

Geralt rozejrzał się po karczmie, była pusta, tak jak zwykle rano. Za ladą przy wejściu siedział tylko karczmarz Elias, który wycierał kufle. Wiedźmin podszedł do szynkwasu i zadał pytanie.
- Witam gospodarzu! Gdzie się wszyscy podziali?
- A witam! W robocie siedzą – odpowiedział z uśmiechem Elias.
Geraltowi się śpieszyło, więc od razu zapytał o strażnika. Oberżysta popatrzył na wiedźmina. Po chwili milczenia odłożył kufel i powiedział”
- Niestety, ale żadnego strażnika tu nie było. Jedynym gościem jest kupiec Danti Biberveldt.
- Naprawdę? Mogę z nim pomówić? - spytał się Geralt, wyraźnie zadowolony.
- Kupiec spożywa strawę w osobnej salce, wyraźnie zaznaczył, żeby nikt mu nie przeszkadzał...
Do wiedźmina powoli coś docierało, cerber wyraźnie prosił go o rozmowę w karczmie. Wiedział też, że na wnioski przyjdzie jeszcze czas. Pierwej musiał się spotkać z kupcem.
- Muszę koniecznie porozmawiać z kupcem, to bardzo ważne – powiedział Geralt do zaskoczonego nagłym żądaniem Eliasa.
- Pan Biberveldt wyraźnie prosił o spokój... ale zawsze można zapytać... za drobną opłatą – odpowiedział karczmarz.
Wiedźmin wyciągnął dwie monety z kubraka i położył na ladzie. Oberżysta wyszedł przez tylne drzwi, które były lekko uchylone. Po chwili wrócił i przekazał.
- Kupiec zgodził się na spotkanie, możecie do niego pójść.
- Dziękuje - odpowiedział Geralt i udał się w kierunku drzwi na spotkanie z Dantim Biberveldtem.

***

Kupiec siedział przy stole jedząc owsiankę. Cała salka była malutka, jedynie pośrodku stał jeden wielki stół. Obok Dantiego znajdowało się zamknięte okno. Geralt spojrzał na kupca, a ten nagle wstał i wyciągnął rękę do Wiedźmina.
- Witaj Geralt! Kiedy stary Elias powiedział mi, któż chcę się ze mną widzieć – od razu się zgodziłem na spotkanie – powiedział Danti, ściskając dłoń Geralta.
Po chwili, Biberveldt z powrotem zasiadł do stołu. Wiedźmin wciąż patrzył, aż przypomniał sobie swoją dawniejszą wizytę w Novigradzie i akcję z dopplerem Dudu oraz Jaskrem.
- Również witam! Sprawę mam – powiedział po chwili Wiedźmin.
- Jaką Geralt, powiedz mi. Na pewno ci pomogę.
- Chodzi o Jaskra, porwał go mag Lawirus. Wiemy gdzie przebywa, ale potrzebujemy pomocy pewnego stażnika. Ów strażnik pomógł mi wydostać się z lochu.
- Nie ma cię po co trzymać w niepewności i ułudzie, Wiedźminie...
Danti wstał i podszedł do okna. Potem w miejscu gdzie stał kupiec pojawił się mały karzełek. Wiedźmin był zdziwiony i zaskoczony, ale zrozumiał.
- Widzisz Geralt? Przez ten cały czas to byłem ja! Dudu! - powiedział doppler.
- Cały czas byłeś w postaci strażnika... ale po co?
- Chciałem ci pomóc, wiedziałem o bardzie. Wiedziałem też, że pojawisz się w Novigradzie tak szybko, jak będzie to tylko konieczne. Przyjąłem postać strażnika na prośbę Virusa.
- Czyli miałeś się nie ujawniać? Do tej pory? Wszystko było ukartowane?
- Tak... ale mieliśmy swoje pobudki. Widzisz Geralt – Virus to też doppler. Jesteśmy bliskimi przyjaciółmi i chcieliśmy ci pomóc z tym magiem. Nie byliśmy pewni, jak zareagowałbyś wcześniej na nasze ujawnienie. Wybacz...
- Nie ma za co wybaczać Dudu, teraz trzeba pomóc Jaskrowi.
- Masz rację Wiedźminie, myślę że powinniśmy udać się do posiadłości mego przyjaciela. Tam przygotujemy się do konfrontacji z magiem.
Dudu z powrotem przemienił się w kupca Dantiego Biberveldta, wyciągnął z bogato zdobionego płaszcza parę złotych monet i położył je na stole. Potem wraz z Geraltem udali się w kierunku wyjścia z karczmy.

***

Przed wejściem do posiadłości dopplera-szlachcica, Dudu przybrał formę strażnika. Szybko przeszli obok pilnującego domu cerbera i udali się do prywatnego pokoju Virusa.
Przyjaciel Dudu siedział przy biurku czytając jakiś list, gdy spojrzał, kto wszedł do pokoju, od razu się uśmiechnął i powiedział.
- Witajcie! Nareszcie przybyliście!
- Witaj Danti! - odpowiedział strażnik-Dudu.
- To jaki plan? - włączył się Geralt.
- A tak, wszystko mu powiedziałem... teraz zajmijmy się akcją dywersyjną – odpowiedział Dudu, patrząc w oczy szlachcica.
- Dobrze, Wiedźminie twój krasnoludzki przyjaciel – niejaki Sheldon poprosił mnie, abym ci przekazał że poszedł zebrać oddział – powiedział Danti.
- Oddział?
- Tak, na moją prośbę. Plan już ustaliliśmy wcześniej, jeszcze bez waszego udziału.
- Jaki to plan?
Dudu wyciągnął z kieszeni ogromny zwój pergaminu, położył na najbliższym stole i rozłożył. Była na nim namalowana ogromna mapa, a raczej plan budynku.
- To jest dokładna rekonstrukcja świątyni, w której ukrywa się Lawirus. Z oficjalnych źródeł archiwalnych - powiedział Dudu.
- Konkretnie, to są oryginalne szkice narysowane przez samych twórców świątyni Wiecznego Ognia. Bardzo ciężko było je zdobyć... - dopowiedział Virus.
- To może przejdziemy do planu dywersyjnego – powiedział Geralt.
- Dobrze, więc zrobimy tak... Wiedźminie udasz się na tyły świątyni, tam czekać będzie na ciebie Dudu. Potem, na wasz sygnał, wkroczą strażnicy miejscy oraz oddział wraz z twoim przyjacielem – odpowiedział szlachcic-doppler.
- A jakiś haczyk? Z pewnością mag na mnie czeka i spodziewa się zasadzki.
- Wiemy, dlatego dostaniesz specjalny amulet – przeciw magom.
Virus wyciągnął z szuflady złoty amulet z czerwoną kulką na środku. Podał Geraltowi, a ten włożył go i poczuł impuls swojego Wiedźmińskiego medalionu.
- Wiedźminie, od ciebie zależą losy twojego przyjaciela. Ruszaj! Będę na ciebie czekać - powiedział Dudu.
Geralt z Rivii wiedział co robić, znał plan i udał się do wyjścia z posiadłości.

***

Świątynia Wiecznego Ognia robiła niemałe wrażenie swoją wielkością. Geralt udał się na tyły budynku, jak powiedzieli mu jego mali przyjaciele. Czekał na możliwość bezpośredniego starcia z magiem Lawirusem.
Dudu czekał na niego przy małych drzwiach. Doppler powiedział, że należy się spodziewać najgorszego. Wiedźmin również spodziewał się najgorszego, więc wyciągnął stalowy miecz z pochwy na plecach. Dudu wyciągnął nóż i razem przeszli przez drzwi prowadzące do świątyni Wiecznego Ognia.

***

Posadzka była poplamiona krwią, obok na ziemi leżały ciała kapłanów Wiecznego Ognia. Geralt i Dudu mieli w gotowości swoją broń. Na przeciwko nich były drzwi, które były lekko uchylone – nie miały klamki. Przeszli przez nie i ujrzeli Jaskra znajdującego się w klatce nad ogromnym kołem z ognia. Obok stał Lawirus.
- Proszę, proszę! Któż to nas odwiedził bardzie. Zobacz, to twój przyjaciel – powiedział mag.
- GERALT! GERALT! POMOCY! - wrzeszczał Jaskier.
Geralt przed wyjściem z posiadłości wypił swoje eliksiry. Miał zwiększoną mobilność i refleks. Spojrzał na sznur, na którym była powieszona klatka z Jaskrem – urywał się. Skierował wzrok na Lawirusa, śmiał się. Popatrzył na swojego towarzysza, był przerażony.
- Wiedźminie, twój przyjaciel zginie. Możesz jednak temu zapobiec, liczysz się ty. Opuść miecz - powiedział Lawirus, wyraźnie z triumfem.
- NIE RÓB TEGO GERALT! - darł się Jaskier.
- Twój wybór Wiedźminie – powiedział z satysfakcją mag.
W tym samym momencie, Dudu wycelował nóż w maga i rzucił. Lawirus z łatwością wyczarował tarczę ochronną, nóż odbił się. Doppler padł na posadzkę z plamą krwi w okolicach serca. Wściekły Wiedźmin rzucił się na maga, wiedział że ma amulet ochronny.
- To twój błąd! Zginiesz! - wydarł się Lawirus i rzucił w Geralta kulę ognia.
Kula odbiła się od Geralta i poszybowała w górę. Posypał się gruz. Lawirus, jeszcze bardziej wściekły, zaczął rzucać zaklęcia na oślep. Wiedźmin osiągnął swój cel, wywołał wściekłość maga. Lekko uniósł miecz i zaatakował Lawirusa. Pociekła krew, gdy Geralt próbował zadać drugi cios, maga już nie było.
W tym samym momencie koło z ognia zgasło, a do świątyni wbiegli strażnicy miejscy wraz z oddziałem krasnoludów na czele z Sheldonem.
- Geralt! Nic wam nie jest? - zawołał Sheldon.
- Nie! Trzeba pomóc Jaskrowi i Dudu! - odpowiedział Geralt.
Wiedźmin przykucnął przy dopplerze i zobaczył, że mocno krwawi – wiedział, że nie zostało mu wiele czasu życia. Wyciągnął buteleczkę z remedium. Dudu wypił jednym duszkiem i przewrócił się na bok. Zemdlał.
W tym samym momencie podszedł do niego krasnolud Skaggs.
- A gdzie ten skurwysyn? - spytał się Sheldon w momencie, gdy jego oddział wyciągał nieprzytomnego barda z klatki.
- Teleportował się...
- Trzeba go znaleźć i dobić!
- Wiem, nawet domyślam się, co planuje... chodź ze mną Sheldon, pomożesz mi.

***

Mnóstwo ludzi zebrało się wokół Wielkiej Szpicy. Zaczęło padać. Geralt i Sheldon przedzierali się wśród tłumu i zobaczyli stojącego na szczycie świątyni szalonego maga.
- Ludu Novigradu! Czas zakończyć wasze cierpienia! Koniec bzdurnych konfliktów i rasizmu! Nastała nowa era! Era panowania Lawirusa, najpotężniejszego z magów!
Sheldon szturchnął Geralta i zobaczyli zbliżający się w ich kierunku oddziału rycerzy Wiecznego Ognia z hierarchą Hemmelfartem na czele. Rycerze stanęli w zwartym szyku, a hierarcha Novigradu rzekł.
- Wiedźmin Geralt z Rivii i jak mniemam krasnolud Sheldon Skaggs. Cóż za spotkanie... w momencie, gdy ten szaleniec próbuje zrujnować moje miasto.
- Hierarcho, próbujemy go zabić. Porwał mojego przyjaciela, którego ocaliliśmy, ale teraz czas wyrównać porachunki – odpowiedział Geralt.
Będziesz miał okazję Wiedźminie. Wiem, że twoja wiara jest... słaba, mimo to pozwolę ci się nim zająć. Jeśli ci się nie powiedzie, wkroczy mój specjalny oddział do akcji.
- Dobrze, a co z kapłanami Wielkiej Szpicy?
- Zostali ewakuowani przez moich magów. Nie ma już nikogo w świątyni. Masz wolną drogę Wiedźminie, możesz go zabić. Ruszaj zatem!
Geralt przecisnął się przez tłum, za nim szedł milczący Sheldon. Otworzyli wrota świątyni i wkroczyli do środka.

***

W środku Szpicy wszystko było tak jak należy. Ani śladu po kapłanach. Geralt biegł, a za nim podążał krasnolud. Spenetrowali parę pięter, aż doszli na sam szczyt. Wiedźmin wywarzył kopniakiem drzwi i wkroczyli na dach wielkiej świątyni. Lawirus już tam czekał.
- Czas wyrównać porachunki mutancie! Zabić go! - krzyknął mag.
I nagle na Wiedźmina i Sheldona uderzyła grupa dwóch mutantów. Byli piekielnie szybcy, ale Geralt miał zwiększony refleks i udało mu się pokonać pierwszego poprzez wbicie miecza w głowę. Skaggs radził sobie dobrze, ale w końcu topór został wytrącony z rąk krasnoluda i w momencie, gdy miał paść ostatni cios mutanta – podbiegł Geralt i przebił go na pół.
Wściekły Lawirus zaczął rzucać zaklęciami, ale te odbijały się od Geralta. Wiedźmin podszedł do maga i przebił go. Mag zdążył tylko przewrócić oczami i zerwać amulet z szyi białowłosego. Lawirus spadł z wieży. To był koniec.

***


Geralt zszedł wraz z Sheldonem na sam dół. Porozmawiali chwilę z hierarchą Novigradu, uzyskali gratulacje. Potem dowiedzieli się, że są pilnie wezwani do posiadłości szlachcica. Udali się tam, tak jak szybko mogli. Weszli do wskazanego pokoju i zobaczyli leżącego na łożu Dudu. Miał zamknięte oczy. Wiedźmin zrozumiał, że jego mały przyjaciel nie żył. Eliksir nie zadziałał.
Po chwili do pokoju wszedł Danti Virus i Jaskier. Obolały zasiadł do stołu. Szlachcic po chwili powiedział.
- Niestety, nie wytrzymał toksyny. Zmarł na miejscu...
Wiedźmin popatrzył to na Jaskra, to na Virusa i był zawiedziony. Po chwili bard wstał i uścisnął dłoń Geraltowi, a następnie powiedział.
- Dziękuje Geralt, przyjacielu. Za ratunek. Dudu, to był dobry przyjaciel. Napiszę o tym balladę, najlepszą w moim życiu.
- Nie ma za co, Jaskier. Napisz ją, niech to będzie godne zwieńczenie tej parszywej przygody...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz