wtorek, 14 stycznia 2014

Daleko od domu - Prolog

Zaprawdę, nie masz nic wstrętniejszego ponad monstra owe, naturze przeciwne, wiedźminami zwane, bo są to płody plugawego czarostwa i diabelstwa. Są to łotry bez cnoty, sumienia i skrupułu, istne stwory piekielne, do zabijania jedynie zdatne. Nie masz dla takich jak oni między ludźmi poczciwymi miejsca. A owo Kaer Morhen, gdzie ci bezecni się gnieżdżą, gdzie ohydnych swych praktyk dokonują, starte być musi z powierzchni ziemi, a ślad po nim solą i saletrą posypany.
            „Monstrum, albo wiedźmina opisanie”, autor nieznany

Prolog

Soren wdrapał się na szczyt i spojrzał w kierunku twierdzy. Wapienne mury stojące na szczycie stromej ściany robiły wrażenie, nawet na kimś, kto już wcześniej oglądał warownię. Żeby jednak móc podziwiać okazałe zamczysko w pełnej krasie, trzeba było mieć nie lada szczęście. W pewnym sensie, właściwie – nieszczęście. Osoby z zewnątrz nie znały lokalizacji zamku. Nawet pobliscy chłopi nie byli świadomi, co kryje się w górach, tuż przed źródłem rzeki, dzięki której osada w ogóle mogła egzystować.

Był rok 1187. Mężczyzna wsiadł na konia i ruszył w stronę ścieżki wijącej się pomiędzy drzewami rosnącymi w puszczy na rubieżach Kaedwen. Drogi prowadzącej wprost do celu jego podróży. Do bramy, którą po raz pierwszy opuścił ponad pół roku temu, by latach przygotowań spotkać cywilizację. Do Kaer Morhen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz